Szpitalna sala była obskurnym miejscem, do którego raczej niechętnie by się wracało. Głowa bolała go niesamowicie. Światło wpadające przez okno nie było ciepłe, niosło ze sobą chłód marcowego poranka. Przeklną w myślach doskonale wiedząc, że nie może wstać. Uniósł głowę... I nastała ciemność. Słyszał głosy, znane mu, ale jedna w jakiś sposób nieokreślone. Ktoś dotknął jego dłoni, pomarszczona skóra była sucha, chropowata i nieprzyjemna w dotyku. Otwiera oczy i widzi najpiękniejszą dziewczynę na świecie, ma cudowne włosy, długie i brązowe, zielone oczy migoczą w świetle szpitalnej lampki. Krzyk. Okropny krzyk. To ona tak wyje rozpadając się na kawałki. Ktoś potrząsa nim, ktoś go woła. Robi się jasno. Wszystko nabiera kolorów.
- Alexander!
Synku! - Przed jego oczami materializuje się mama, śliczna szczupła brunetka z
fioletowymi sińcami pod niebieskimi oczami. - Sen... Tylko sen... - Opada na
plastikowe krzesło stojące obok jego łóżka.
- Mamo... Idź do
domu. - Podnosi delikatnie rękę i kładzie na jej głowie opartej o krawędź
stalowej konstrukcji.
- Alexander... Tak
mi przykro... - Cichy szloch wydobywa się z jej gardła. Powieki zaczęły robić
się coraz cięższe, aż w końcu opadły pozwalając mu zapaść w głęboki sen.
***
- Te tabletki 2
razy dziennie, te tabletki 3 razy dziennie, a te po każdym posiłku. -
Pulchna pielęgniarka skrupulatnie wymieniała, co jest, od czego,
stawiając na białym blacie przed Alex'em kolejne pomarańczowe pudełeczka z
lekami. - Mam nadzieję chłopcze, że już się nie spotkamy. - Podeszła do niego i
ucałowała delikatnie w czoło, zawsze traktował koleżanki mamy jak własne
ciotki, ale z żadną się tak nie zżył. - Powodzenia Alex.
***
- Alexander Will Johnson! Wyłaź w tej
chwili z łazienki. - Stanowczym głosem mam przypominała mu, co 2
minuty, że musi się pospieszyć na pociąg.- Wyjdź, albo ja wejdę. -
Przerwał jej otwierając zamaszyście drzwi.
- Mamo... Idę do ludzi
i muszę się prezentować jak na Twojego syna przystało.
- Matka poprawiła mu rękawy czarnej bawełnianej koszulki i przygładziła
włosy. Był sporo wyższy od niej, a ważył dokładnie tyle samo.
- Kochanie, wiesz jak bardzo mi na Tobie
zależy, ojcu tez zależało... Jeśli nie chcesz tego robić to nie
musisz. Nie mogę Cie do niczego zmuszać.
- Możesz. Jesteś moją matką. Od tego
właśnie są matki...
- Od czego?
- Od prawienia dzieciom, co mogą, a
czego nie mogą robić, ale Ty nigdy tego nie robiłaś.
- Bo Ty byłeś zbyt mądry by
mnie słuchać. - Przytulił ją mocno i pocałował w czubek głowy, chwycił
dużą, sportową torbę i wyszedł z domu w kierunku stacji kolejowej z nadzieją,
że pociąg napadną Indianie lub ktoś rozbierze tory udaremniając mu
dotarcie do celu jego podróży.
"Kochaj mnie... Mimo wszystko, a
już na zawsze będę Twoja..."
"Kochaj mnie... A już zawsze będę blisko...”
"Kochaj mnie...”
"Nawet śmierć nas nie
rozłączy"
"Bo gdy umrę... Ty pójdziesz za
mną do Tartaru"
________________
NEXT: Mia.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz