Po sali muzycznej rozchodziły się piękne dźwięki " Time To
Say Goodbye ", Ludovica siedziała w kącie schowana za stojakiem na nuty,
reszta durnego zespołu jej matki ćwiczyła utwory na akademie kończącą szkołę.
Przyglądała się wszystkim po kolei. Oliver siedział na samym końcu sali przy
rozstawionej perkusji, a z jego miny i spuszczonych ramion można było
wywnioskować, że kara, jaką przyznał mu dyrektor za obściskiwanie się z
Ludovicą w gabinecie pielęgniarki wcale mu się nie podoba. " Dokończymy
to." Te słowa utkwiły w jej pamięci, niestety rok szkolny kończył się za 2
dni, a ona wyjeżdżała na obóz terapeutyczny prowadzony przez jej ojczyma.
" To Twoja kara. Nie po to przeprowadziłam się do Ameryki żeby moja córka
robiła z siebie amerykańską dziwkę. " Słowa matki na długo utkwiły w jej
sercu.
- To wszystko na dzisiaj. Możecie wyjść. -
Na te słowa Ludovica wstała z impetem z posadzki i ruszyła ku wyjściu. Złapała
Olivera za łokieć i pociągnęła za najbliższy róg, składając gorący pocałunek na
jego ustach.
- Moja matka ma dzisiaj dyżur w szpitalu.
Mam wolną chatę. Chce cię wziąć na stole w jadalni. - Wyszeptał jej do ucha
zmysłowym tonem, któremu nie mogła się oprzeć. - Przyjadę o 8. - Oliver zniknął
w mgnieniu oka i tak samo szybko się pojawił z powrotem by dać jej słodkiego
całusa w czoło na pożegnanie. I znów go nie było. Od tak dawna nikt nie
zawrócił w jej głowie. Wszystko zeszło na dalszy plan. I pomyśleć, że poznali
się pierwszego dnia szkoły, dokładnie 3 lata temu, obrzucili wyzwiskami, a
dokładnie to ona jego za zarysowanie jej samochodu kluczykami. Oliver się
przyznał, że chciał ją poderwać, ale Ludovica nadal nie rozumiała, czemu w taki
sposób. " Vica... Moja słodka Vica." Rozpływała się, gdy
zdrabniał jej imię, gdy całował jej szyję, dekolt, gdy pieścił piersi, nawet,
gdy był zły, nadal był jej Oliverem.
- Vica! - Matka miała donośmy głos,
dobiegał on z sali muzycznej, dziewczyna usłyszała huk i kilka przekleństw,
które wyrzuciła z siebie w ojczystym języku. - Weź to. - Podała jej
stertę zeszytów, nut i luźnych kartek, które były zapisane wierszami. Udało jej
się przeczytać kilka w drodze do samochodu. Były piękne.
- Mamo... Kto to napisał?
- Oliver słonko. - Na twarzy jej
matki pojawił się delikatny uśmiech. Kochała chłopaka córki jak własnego syna,
co powodowało zazdrość Ludovici, bo gdy się pokłóciły to właśnie on rozmawiał z
nią i wysłuchiwał przeprosin. Co tu musiała być za wieź? Dziewczynie nawet parę
razy przeszło przez myśl, że jej Oliver i jej matka ze sobą sypiają, ale za
każdym razem zbierało się jej na torsje.
***
Równo o 8 pod domem zaparkował Oliver
swoim nowiutkim BMW I8, które dostał od ojca na urodziny. Vica nadal
zastanawiała się, po co jego matka pracuje w szpitalu, skoro śpi na pieniądzach
męża. Zbiegła po schodach, przeglądając się w lustrze, które biegło przez całą
długość ściany. Wyglądał seksownie, czarna sukienka idealnie podkreślała jej
wcięcie w talii, czerwona szminka kontrastowała z blond włosami, a szpilki... O
Boże... Każda dałaby się poćwiartować za szpilki od Louboutin. "To
będzie nasz noc."
Oliver miał na sobie czarną lniana
koszulę, która świetnie ukazywała jego idealne mięśnie sportowca. Rzuciła mu
się na szyję.
- Jesteś piękna... - Wyszeptał w jej
włosy. - Seksowna... - Złapał ją za tyłek. - Nie mogę się doczekać, aż zedrę z
Ciebie tą sukienkę. - Obszedł samochód i otworzył jej drzwi, a by mogła wsiąść.
Mieszkał dwa kilometry dalej przy tej samej ulicy w domu zupełnie nie podobnym
do tego, w którym mieszkała Vica. Jej był nowoczesny, ale przytulny, mnóstwo
poduszek, dywanów i bibelotów walających się po całym domu, a jego nowoczesny,
ale smutny, zimny, pusty, ale nadal piękny i ogromny. Zaparkował samochód w
garażu, otworzył jej drzwi i kulturalnie puścił ją przodem na ogromne szklane
schody. Otworzyła drzwi do jego pokoju i rzuciła się na ogromne białe łóżko
przykryte czarną kołdrą. Oliver wiedział, co to znaczy, a Vica nie musiała
długo czekać aż zacznie zdejmować z niej cudowna czarną sukienkę. Całował każdy
centymetr jej ciała. Na ten wieczór ubrała swój specjalny komplet czarnej
koronkowej bielizny. Nie minęło nawet 10 minut, a oboje byli nadzy. Ich oddech
przyspieszał, wbijała paznokcie w jego umięśnione plecy za każdym razem, gdy w
nią wchodził. Po kilkunastu minutach opadli bezwładnie na łóżko, nadzy,
wykończeni, szczęśliwi. Oliver przyciągną ją do siebie i mocno przytulił. Oboje
wpatrywali się w zdjęcie stojące przy jego szafce nocnej. Ona i on na balu
maturalnym, nierozłączni. Na wieki razem.
- Kocham Cię Vica...
- Ja Ciebie tez kocham Olly...
- Już tęsknię... - Pocałował ją w czoło
tak jak zawsze to robił... Z czułością.
Vica & Oliver
________
NEXT: Alexander.
Jeszcze!!! Jeszcze!!! Ale masz piękny i bogaty zasób słów. Rozwijaj się dalej w strone literatury. Pozdrawiam. IskierkaNadzieji z wordpressa :) Uwielbiam Twoje opowiadania.
OdpowiedzUsuńALEXANDER się pisze . :*
Usuń